Długo nie pisałam, ale w końcu postanowiłam podzielić się z wami wrażeniami z zajęć, na które uczęszczam od jakiegoś czasu. Zwłaszcza, że zima się już zaczęła i mam teraz sporo czasu na pracę nad kondycją i ciałem. Temperatura sprzyja raczej ćwiczeniom w klubie niż na zewnątrz. Dziś strasznie wieje, więc tym chętniej zdecyduję się na zajęcia grupowe, niż na jogging. Niemal rok temu wykupiłam karnet do klubu sportowego. Zawsze wydawało mi się, że kameralne kluby są fajniejsze, a w tych dużych jest mnóstwo ludzi, którzy chodzą tam, aby "bywać". Kiedy już decyduję się na zakup, oczekuję szerokiego wachlarza usług. Niestety kameralne kluby nie są w stanie zaproponować tego, co te należące do sieci. Skoro już wybrałam po raz pierwszy w życiu sieciówkę, postanowiłam sprawdzić, co z ich oferty odpowiada moim potrzebom. Nie ukrywam, że decyzja o zakupie była podyktowana także charaketerem mojej pracy. Osiem wysiedzianych godzin daje efekty w postaci skrzywienia kręgosłupa (jeśli nieprawidłowo siedzisz), bólu w kręgach szyjnych i odcinku piersiowym, cellulitu i zbędnego tłuszczyku.
Na pierwszy ogień poszły zajęcia ze sztangą, potem sprawdziłam jak prowadzą jogę. Następne były zajęcia na rowerach. Był także ABS i ABT. Moim ostatnim odkryciem są zajęcia Cross fit.
Sama metoda ćwiczeń wywodzi się z treningów amerykańskich i angielskich jednostek specjalnych (SEALS, SAS oraz DELTA) wykorzystujących naturalne przeszkody terenowe takie jak: bagna, wodę, piasek, belki itp. Głównym celem treningów była praca zespołowa i eliminacja najsłabszych jednostek. Jako ciekawostkę mogę dodać, że wiele z tych ćwiczeń występowało wykorzystywanych było w wojskach Układu Warszawskiego. Ten tryb eliminacji wskazywał już na samym początku kto jest przywódcą, a kto żołnierzem. W wersji cywilnej, zaadaptowanej przez Reebok jest mieszanką wielopłaszczyznowych ćwiczeń siłowych i wytrzymałościowych. Dla nieprzygotowanych jest to duży wysiłek. Jednak przy regularnym uczęszczaniu na zajęcia poprawia się kondycja oraz figura :) Na samym początku mogłam się zacząć ruszać normalnie dopiero po około tygodniu. Jestem dość aktywna, ale tak kompleksowej pracy mięśni jeszcze nie zaznałam. Po około 4 miesiącach kondycja zaczęła się poprawiać, a dyżurne i znienawidzone burpees stały się nieco przyjemniejsze. Mogłam wykonać ich większą ilość, choć nadal były wyczerpujące. W grupie mamy takie powiedzenie, że dzień bez burpees to dzień stracony :) To ćwiczenie występuje niemal na każdych zajęciach. Wygląda to mniej więcej jak pad na ziemię oraz podskok z klaśnięciem nad głową. Zrób takich 10 i sprawdź jak bardzo się zmęczyłaś.
Są także inne - dla mnie trudne - ćwiczenia. Na przykład
toes to bar, czyli unoszenie jak najwyżej nóg pozostając w zwisie na drążku. Do dziś potrafię wykonać to w wersji "1/2" czyli podnieść kolana na wysokość klatki piersiowej. Genialne ćwiczenie na brzuch. Gorąco polecam!
Kolejnym wyzwaniem są dla mnie tzw.
pull ups, czyli podciągnięcia na drążku. Szczęśliwie mogę korzystać z pomocy w postaci gumy, mimo iż trener twierdzi, że się na niej nie zmęczę. Prawda jest taka, że kobiety mają ręce znacznie słabsze niż nogi i nawet przy użyciu gumy to ćwiczenie jest wyczerpujące.
Przysiady ze sztangą mniejszą lub większą. Są ambitne dziewczyny, które biorą sztangi 15-20 kg. Każdy jednak ćwiczy na miarę swoich możliwości, dlatego ja wolę pracować maksymalnie z ciężarem 10 kg. Oprócz przysiadów wykonuje się także martwy ciąg oraz podrzut. Trzeba jednak najpierw dobrze wytrenować technikę, aby nie zrobić sobie krzywdy. W tych ćwiczeniach na kontuzje najbardziej narażony jest kręgosłup oraz kolana.
Jump box to nic innego jak skrzynia o dwóch wysokościach, na którą można wskakiwać. Ćwiczenie świetne dla osób o mocnych kolanach. Pozostali mogą wchodzić, to też wyczerpuje.
Nie będę się dalej rozpisywać, ponieważ ćwiczeń jest mnóstwo. Nie wszystkie jestem w stanie wykonać, jak na przykład pompki w staniu na rękach. Pewnie nie zrobię ich nigdy. Dużą satysfakcję daje mi jednak fakt, że w ogóle podjęłam się takiego wysiłku i walczę z własnymi słabościami na każdych zajęciach. Jestem silniejsza i tracę zbędne kilogramy. Mówią także, że po tych ćwiczeniach spalanie tłuszczu trwa jeszcze przez kolejnych 12 godzin. Prawda, czy nie, dla mnie jest to rodzaj ruchu, po którym widzę najszybsze rezultaty.
Pamiętajcie jednak, aby poza ćwiczeniami stosować racjonalną dietę. Oznacza to jedzenie 5 małych posiłków w ciągu dnia. To tylko brzmi jak koszmar ciągłego gotowania. Prawda jest taka, że nie wszystkie posiłki muszą być ciepłe. Warto za to, aby były dobrze zbilansowane, czyli zawierały odpowiednią ilość protein, tłuszczów i węglowodanów. Nie dajcie się naciągać na dietę w torebkach, albo pastylkach. Sukces gwarantuje odpowiednie odżywianie i ruch, a nie siedzenie na kanapie, głodzenie się i zażywanie cudownych pigułek. Od tego nikomu się jeszcze nie polepszyło.
A propos głodzenia się, pamiętajcie że organizm szaleje w takich sytuacjach. Wydaje się wam, że schudniecie, bo dostarczycie mu mniej kalorii? Wiedzcie, że aby rzeczywiście schudnąć musiałybyście drastycznie zmniejszyć ilość jedzenia, a co za tym idzie dostarczać znacznie mniej wartości odżywczych. Wygłodzony organizm będzie szalał i zamiast spalać kalorie, będzie robić zapasy z każdego najmniejszego kawałeczka, którego mu dostarczycie. Pamiętajcie, że "liść sałaty zamiast", jest fatalnym rozwiązaniem. Nie służy ani zdrowiu, ani urodzie.
Mam nadzieję, że lubicie siebie na tyle, aby dbać o własne ciało, zdrowo się odżywiać i ćwiczyć.
I jeszcze jedno, niech nie zmylą Was te zdjęcia :) W mojej grupie są także inne dziewczyny i żadna z nas nie jest aż tak mocno umięśniona. Nawet te, które ćwiczą 3-4 razy w tygodniu. To informacja dla tych z was, które obawiają się takiego efektu.
Pozdrowienia!
Magda